Antoś

Antoś

piątek, 29 listopada 2013

Pierwsza wizyta u dr Bross

Mamy już to za sobą. Ponad rok zbierałam się, aby zapisać Antka na wizytę do Pani doktor. Aż w końcu coś we mnie pękło i udało się. Byliśmy umówieni na godz. 17:30. Oczywiście byliśmy wcześniej, bo nie lubię się spóźniać. Na miejscu okazało się, że jest małe opóźnienie, więc musieliśmy troszkę czasu poczekać na swoją kolej. Antoś grzecznie siedział na krzesełku, czasem z niego wstawał i chodził po korytarzu i zadawał swoje ukochane pytania. W końcu nastała nasza kolej. Pani doktor Bross przywitała nas ciepło i miło, więc już na samym początku sprawiła na mnie dobre wrażenie. Wypytała się szczegółowo o ciąże, poród, rozwój Antka, co lubi jeść, pić, jak śpi, z kim śpi, czy choruje i jak? czy gorączkuję, poci się, czy ma jakieś lęki, obsesje, o zachowanie itp. Po zakończeniu wywiadu dała nam lek Tuberculinum M oraz instrukcje jak postępować. Kolejna wizyta 30 stycznia. Jestem ciekawa czy będą jakieś efekty, jeśli nie, trudno, w końcu nie zakończymy naszej przygody z homeopatią klasyczną na jednej wizycie. W końcu Pani doktor ma dobrą opinię i sporej ilości dzieciaczkom pomogła w jakimś stopniu w niektórych problemach, tak więc dlaczego i my mielibyśmy nie spróbować. W końcu terapia to jedno, a wspomóc organizm w walce to drugie. 3majcie kciuki, nawet jeśli nie jesteście zwolennikami takich metod, ale w końcu to indywidualny wybór każdego z nas.


wtorek, 26 listopada 2013

Katarek

Z racji, że mamy częsty katar i czasem w ogóle nie chce on wychodzić z nosa za pomocą fridy, zamówiłam aspirator do nosa Katarek. Wczoraj odebrałam do na poczcie i poleciałam szybko do domu. Antoś od razu dorwał się do paczuszki, bo był ciekawy co jest w środku, więc skorzystałam z okazji, aby go wypróbować. Wyjęłam z szafy odkurzacz i podłączyłam owe cudo. Ku zdziwieniu Antek nie protestował by odciąganiu katarku. Byłam pod mega wrażeniem, bo nie byłam pewna, czy aby nie będzie z nim walki jak ze zwykłym aspiratorem. Wieczorem przed snem Antoś znów wskazał na aspiratorek i na odkurzacz, więc znowu pobawiliśmy się i pozbyliśmy się szybko wydzieliny z nosa. Polecam każdej mamie, która męczy się z normalnym odciąganiem kataru, bo nie powiem raz, że nos jest lepiej oczyszczony, a dwa może być to w formie zabawy, chyba, że dziecko panicznie boi się odkurzacza, u nas na szczęście od pół roku już się nie boi, więc mogliśmy wypróbować ;)


sobota, 23 listopada 2013

Obsesja...

Od środy aż do dziś spędzaliśmy wolny czas u dziadków. Z racji, że Antoś dalej chory, to nie uczęszczał do przedszkola ani na terapię, więc z czystym sumieniem mieliśmy wolne. Wszystko było pięknie, gdyby nie Antka fascynacja, czy jak to nazwać inaczej obsesja na punkcie dziadka Bogdana, a może bardziej na przedmiotach czy rzeczach należących do niego. Otóż, gdy tylko wchodzimy do mieszkania dziadków, Antek na wstępie "zadaje swoje" ukochane pytanie, wskazując palcem na klucze dziadka mówiąc "eee" i oczekuje odpowiedzi od wszystkich znajdujących się w pobliżu osób odpowiedzi: "klucze dziadka Bogdana od auta". Oczywiście na kluczach się nie kończy, w końcu jest jeszcze kilka par butów, innych kluczy, przedmiotów, ubrań... i się zaczyna maraton trwający po kilka godzin: klucze dziadka Bogdana, buty sportowe dziadka Bogdana, Bluza dziadka Bogdana, kubek, telefon itd. Jak nie usłyszy odpowiedzi, albo ktoś się pomyli wpada w furię, szał i krzyczy aż nie usłyszy tego co chce usłyszeć :( powiem szczerze,że już nerwy mi wysiadają, bo nie wystarczy powiedzieć raz, tylko setki razy danego dnia. Hitem okazały się również zabawy w przebieranie. Każe wystawić lustro na podłogę i wyciąga z szafek dziadka ubrania i każe je zakładać po kolei, zaczyna sam od butów, następnie bluzka dziadka, bluza, kurtka, torba... za chwilę każe to zdjąć, mija chwila po czym od nowa ubieranie się, przeglądanie i nie omieszka oczywiście zapomnieć o zadawaniu pytań co zakładamy. Dla osoby patrzącej z boku lub odwiedzającej na chwilkę może okazać się to zabawne, ale do czasu. Ja mam już tego serdecznie dosyć. Nawet jak jesteśmy u siebie w domu, to wystawia wszystkie buty jakie są i układa je w rzędy i zadaje swoje słynne pytanie oczekując odpowiedzi co to i czyje to. Czyja to kurtka, czyje buty... potem jego zabawki, ukochane traktory "eeee" - traktor, "eeee" - przyczepa, "eee" -hak traktora itd. potem znowu przebierania w swoje stroje, czy też moje, taty itd. Błagam o litość, bo ja już wysiadam :( co innego gdyby to trwało raz, no dwa razy dziennie, ale nie ciągle :( Jak na zbawienie oczekuje nocy, kiedy pójdzie Antek spać, a ja mogę chwilę odsapnąć, ale każdego ranka zaczyna się na nowo. Z tym zadawaniem w kółko tych samych pytań o te same przedmioty trwa już kilka miesięcy, teraz nasiliło się to od kilku tygodni dodatkowo o klucze, więc w domu słychać co chwila krzyki, płacz, bo zła matka znowu nie chce powtórzyć po raz setny tego samego, bo albo już jej się nie chce, albo boli ją gardło od ciągłego gadania, albo po prostu ma już dosyć. Aż boję się jutrzejszego dnia. Dobranoc.

poniedziałek, 18 listopada 2013

Gorsze dni

I stało się. Niestety nastały gorsze dni. Od wtorku nie mogłam sobie poradzić z Antosiem w drodze do przedszkola i do domu. Dostawał istnej głupawki, ciągnął mnie za rękę, gryzł w kurtkę, aby go puścić i pierwsze co to chciał wbiegać na jezdnię wprost pod nadjeżdżające samochody, kładł się co chwila na chodniku, śmiał się do rozpuku, lizał go, wyjadał ziemię, rzucał mnie trawą itp. W autobusie nie mógł wysiedzieć w jednym miejscu, tylko ciągle się wiercił, naciskał na przycisk otwieranie drzwi, gdzie inni pasażerowie dostawali szału, mogłam trzymać go za ręce, ale wtedy dostawałam w twarz jego tyłem głowy i krzyczał jakbym go ze skóry obdzierała. Lizał szybę w autobusie i inne cuda. Ludzie się na nas gapili, komentowali, na nic nie zdaje się znaczek "Mam autyzm". Chyba inni traktują go jako ozdobę do ubrania. Z resztą z tym znaczkiem mam problem, bo Antek wszędzie go zauważa i nie pozwala go przypinać, więc często jesteśmy bez niego.
Nie wiem co jest przyczyną jego zachowania. Wcześniej nie miałam z nim problemów z dojazdami, jakoś w miarę spokojnie udawało nam się dojechać na miejsce, a teraz graniczy to z cudem.  W domu też nie jest lekko... Czyżby nawrót candidy? A może podpatrzył u kogoś w przedszkolu takie zachowanie? W każdym razie nie daję sobie z tym rady. Może gdyby nie moja ciąża, łatwiej byłoby mi go opanować, a tak po prostu nie mam sił. Teraz Antoś jest przeziębiony, więc siedzimy w domu. Zobaczymy czy coś się zmieni w tej kwestii, jak wyzdrowieje i ruszymy w drogę po przerwie.

wtorek, 5 listopada 2013

Trzeci migdał

Co u nas? Ostatnio zauważyłam pewien powtarzający się schemat, tydzień w przedszkolu, tydzień w domu, tydzień w przedszkolu, tydzień w domu. Bardzo męczące są te jego przeziębienia, bo raz traci terapię, a dwa rozsiewa Antoś mały terror w domu. Trzeci migdał dalej powiększony, nie mam do niego sił. Musiałam znowu pojawić się z nim na wizycie u homeopatki, bo niestety specyfiki z apteki nie pomagają nam na jego kaszelek, czy katarek, a problem jest nadal. Pieniędzy sporo poszło, ale mam nadzieję, że pomogą a jak nie, to już nie wiem sama. Mam mu podawać do stycznia kilka rzeczy na odporność i właśnie na ten nieszczęsny migdał. Czy będzie z tego jakiś efekt, czas pokaże.
W niedziele pojechaliśmy do Decathlonu, po upatrzoną trampolinę, ale niestety nie było ani jednej sztuki, więc nici z prezentu dla Antolka, będziemy ją mieli dopiero za dwa tygodnie, ale warto poczekać. Jak byliśmy w odwiedzinach u przedszkolnego kolegi, to Antoś miał tam okazję ją wypróbować. Był w siódmym niebie, tak więc zakup ten na pewno okaże się strzałem w dziesiątkę. Fakt, mieszkanie mamy małe, ale czego nie robi się, aby uszczęśliwić własne dziecko? Szczególnie jeśli widzę, że skacze po podłodze, po łóżkach, czyli sam wie co jest mu w danej chwili potrzebne. Czyli teraz musimy uzbroić się w cierpliwość i czekać. 
Ostatnio w Fundacji JiM odbyło się szkolenie PECS, oczywiście nie byłam, bo nie miałam funduszy ;(. Znajomi wprowadzają swoim dzieciaczkom tę metodę, a ja póki co się zastanawiam. Pewnie ułatwiłoby nam to życie, skoro Antoś nie mówi. Nic muszę,to przemyśleć, poczytać i podjąć jakąś słuszną decyzje. Tymczasem dalej ćwiczymy trening czystości. nie jest łatwo, o ile w domu czy przedszkolu jakoś to idzie, to na dworze póki co nie mamy szans, zrobiło się mega zimno a dojazdy trwają zbyt długo  aby Antoś wytrzymał. Czekamy aż wydłuży mu się troszeczkę czas i być może wtedy pozbędziemy się na zawsze pieluchy.